Jeszcze nigdy nie byliśmy tak daleko od Shire – powiedział Sam do Frodo, gdy opuszczali spokojną, zieloną krainę i wyruszali w długą podróż w nieznane. W tym momencie wcisnęłam przycisk pauza, żeby zatrzymać na chwilę film Władca pierścieni. Daleko od Shire – zamyśliłam się nad końcówką tej wypowiedzi. Wystarczająco daleko, żeby nie móc już zawrócić? Zrezygnować? Wystarczająco daleko, aby jedyną możliwą opcją była tylko kontynuacja podróży? Powrót w tej chwili kompletnie nie będzie mieć sensu? To miał na myśli Sam? Opuścili bezpieczne, znane Shire, gdzie życie upływało na powtarzalnych czynnościach wśród tych samych ludzi. Chcieli czy nie, to jednak złamali schemat swojej codzienności i udali się w podróż. Przekroczyli własne granice i spróbowali czegoś nowego. Nie wrócili z tej podróży tacy sami. Gdyby tak miało być, równie dobrze mogliby zostać w domu. Chyba o to chodzi, żeby mieć nowe doświadczenia i pod ich wpływem zmieniać postrzeganie świata, kształtować swój charakter, dowiadywać się o sobie czegoś innego. Poznawać siebie. Stawiać wyzwania. Zadawać pytania. Przekraczać granicę własnego Shire. Na to miałam ochotę, gdy u progu 40-stki podjęłam decyzję, aby rozpocząć trenowanie iaido – pierwszej w moim życiu sztuki walki. Dotychczas takie rzeczy oglądałam tylko w filmach. Na treningach uczę się posługiwać samurajskim mieczem, który ma metr długości i waży ponad kilogram. Oczywiście, mogłam też posłuchać Bilba, który lubił powtarzać: Niebezpiecznie wychodzić za własny próg, mój Frodo! – ale nie chciałam.
Koleżanki widząc u mnie w domu strój iaidoki oraz iaito (treningową replikę samurajskiego miecza), najpierw zapytały czy wszystko ze mną w porządku? To było nawet zabawne. Następnie stwierdziły – cytuję: że ta sztuka błyskawicznego dobywania miecza musi być bardzo niebezpieczna. Wzmocniły przekaz zdawkowym: raczej bym w to nie weszła. Opatrzyły troskliwym: kochana, uważaj na siebie. Przybrawszy protekcjonalny wyraz twarzy, dodały: wiesz, że zawsze możesz zrezygnować, gdy już Ci się znudzi ta nowa moda. Po czym wytoczyły logiczne argumenty, które powinny mi przemówić do rozumu i skłonić do podjęcia właściwej decyzji o rychłym porzuceniu „tego mało kobiecego czegoś”. Słuchałam jak łatwo przychodzi im poddawać ocenie zagadnienie, o którym nie mają zielonego pojęcia. Żadna z nich nie zapytała mnie co robimy podczas treningów. Patrzyłam na nie jak ochoczo stają się ekspertkami i zastanawiałam się co jest bardziej niebezpieczne dla naszego rozwoju: wychodzić za próg swojego Shire czy tkwić w tych samych schematach? Przekroczyć granicę czy tylko patrzeć jak robią to inni? Do pracy nad sobą można wykorzystać dowolne narzędzia: rower, sztangę, skakankę, matę, bieżnię, a nawet miecz. Wybieramy to, co nam najbardziej odpowiada na danym etapie życia i uczymy się z tym pracować. Zdobywamy wiedzę i doskonalimy technikę. Idziemy naprzód i coraz bardziej zgłębiamy temat. Możemy wysłuchać opinii innych. Spowodują one zamęt tylko wtedy, gdy nie będziemy przekonani do tego, co robimy. Gdy nie będziemy znali odpowiedzi na pytanie: dlaczego to robię?
Co sprawiło, że Frodo kontynuował swoją podróż? Świadomość misji jaką ma do wypełnienia. Co sprawia, że ja chcę kontynuować podróż po świecie szermierki samurajskiej? Moje DLACZEGO, mój POWÓD. Warto znać powód, dla którego podejmuje się taki wysiłek. Wtedy trudno jest porzucić to, co się rozpoczęło i łatwiej będzie można przetrwać kryzysy, które nadejdą. Zawsze, gdy o tym myślę, przypomina mi się historia Bena, którą przeczytałam w książce Simona Sineka Zaczynaj od Dlaczego?. Najbardziej umacnia i motywuje ten fragment: (…) Ben cierpi na porażenie mózgowe.(…) Ludzie z porażeniem mózgowym często poruszają się niepewnie (…). Osobom postronnym wydają się niezdarni, a nawet upośledzeni. Grupa biegnie dalej i dalej, a Ben zostaje coraz bardziej z tyłu. Ślizga się na mokrej trawie i w końcu upada na miękką ziemię. Powoli podnosi się i biegnie dalej. Znów upada. (…) Wstaje i kontynuuje bieg. Nie rezygnuje. Grupa zniknęła mu już z oczu i biegnie sam. Jest cicho. Słyszy swój ciężki oddech. Czuje się samotny. Znów potyka się o własną nogę i kolejny raz upada. (…) Z grymasem wielkiego wysiłku zbiera całą swoją energię, aby wstać i kontynuować wyścig. (…) Wszyscy inni biegacze kończą wyścig po mniej więcej 25 minutach. On potrzebuje na to zwykle 45 minut. (…) Coś zdumiewającego dzieje się po 25 minutach. Pozostali zawodnicy, którzy ukończyli już bieg, wszyscy, jak jeden mąż, wracają do Bena i biegną razem z nim. (…) Ben startuje do każdego wyścigu z jasnym poczuciem, DLACZEGO biegnie. Nie robi tego, by pokonać innych, lecz siebie. Ben nigdy nie zapomina o tym. Jego poczucie, DLACZEGO biegnie, daje mu siłę, by ten bieg kontynuować. (…) Za każdym razem, gdy biegnie jedynym rekordem, jaki stara się pobić, jest jego własny”.
Podobnie jak Ben przychodzi na bieżnię, tak ja przychodzę do dojo, aby pokonać siebie, poddać się surowej ocenie i poczuć się wolnym człowiekiem. W dojo jestem tylko ja i mój miecz. Nie ma schematów dnia codziennego, nie ma słów, na które trzeba uważać, aby nie sprawić komuś przykrości i nie ma relacji, o które trzeba zabiegać lub zakończyć. Jestem tylko ja, z tym co myślę, czuję, rozumiem i … chcę. Intensywny trening staje się dla mnie źródłem nowej siły. Techniki z mieczem (kata) muszę wykonywać w skupieniu, wkładając w to sporo pracy fizycznej. Po treningu jestem zmęczona, ale wychodzę w poczuciu satysfakcji z wykonanej pracy, nawet jeśli postęp nie następuje zbyt szybko. Wybitny, japoński szermierz Yagyu Munenori powiedział, że: sztuka władania bronią wymaga dużej wiedzy. I faktycznie, to czego będę się uczyć zajmie mi lata i zmusi do dużego wysiłku. Nieraz będę walczyć ze sobą, jak to robił Ben na bieżni. Mam jednak nadzieję, że na każdym etapie tej podróży będzie mi towarzyszył ktoś, kto wesprze mnie tak, jak Sam wspierał Frodo, bo nie chcę wrócić do Shire tylko dlatego, że w chwilach słabości ulegnę wątpliwościom.