Spodobał mi się ostatnio Jon Acuff. Ma prawie czterdzieści lat… i to jest jedyny element, który nas łączy. Poza tym jest Amerykaninem i pisarzem. Literacki Nobel mu pewnie nie grozi, ponieważ tworzy poradniki biznesowe. Jednak wytrwałą pracą zdobył ponad trzy miliony czytelników. Napisał pięć książek. Mnie urzekła jego osobowość i odporność. Kilkanaście razy zmieniał pracę. W związku z tym musiał się nieraz przeprowadzić i zaczynać od nowa. Nowa praca, nowi znajomi, nowe otoczenie, nowe szkoły dla dzieci i nowe wyzwania. Zamykanie starych tematów i równoczesne otwieranie nowych. Odwaga czy szaleństwo? Działanie metodyczne czy chaotyczne? Tuzin porażek i garść sukcesów bulgoczących w kotle jego życia. Próba odkrywania i kształtowania swoich talentów pomiędzy licznymi obowiązkami dnia codziennego. Ciągłe dążenie do realizacji jednego, wielkiego marzenia – bycia pisarzem. Został nim, ponieważ nieustannie i ciężko na to pracował. Z ciekawością zaglądał w głąb siebie, dokonując analizy tego kim jest, co robi, czy mu to odpowiada, czego się boi, co kocha, czego unika, co budzi w nim frustracje, co jest źródłem siły, a co mu ją odbiera, dlaczego myśli inaczej, co daje mu odwagę, kto go niszczy, a kto wspiera. W książce zatytułowanej „Zawodowo od nowa” w interesujący i przystępny sposób opisał znaczenie OSOBOWOŚCI w radzeniu sobie ze zmianami w życiu – takimi, które są wynikiem świadomej decyzji oraz takimi, które są niespodziewane, jak gwałtowna burza w upalne popołudnie. Wytrącają nas z równowagi, odbierają poczucie komfortu i wprowadzają niepokój o to, co będzie dalej.
Jon Acuff skupia się głównie na zmianach związanych z życiem zawodowym – zdobyciem nowej pracy, tkwieniem w znienawidzonej pracy lub jej utratą. Przygląda się emocjom, jakie towarzyszą tym, którzy doświadczyli takich zmian i temu jak sobie z nimi radzą. Zadaje ważne pytanie: co sprawia, że jedni ludzie szybko podnoszą się z kolan, na które rzuciła ich porażka, a inni bardzo długo nie potrafią dojść do siebie i ich działania paraliżuje strach przed ponownym doświadczeniem czegoś podobnego? Na postawione pytanie udziela odpowiedzi jednym słowem: osobowość. Jej siła, która kształtuje się pod wpływem różnych doświadczeń, a szczególnie tych nieoczekiwanych, nielubianych i mało komfortowych. Zachęca czytelnika do świadomego budowania osobowości, która pozwoli przetrwać najtrudniejsze momenty w życiu i najbardziej wymagające zmiany. Mocna, zahartowana osobowość pozwala zachować dystans do wielu spraw i spokojnie rozważyć sposób działania. Nie łamie się nawet w obliczu nieszczęść chodzących parami. Pozwala nadać wagi problemom, które nas spotykają, bo przecież nie możemy każdym z nich zajmować się z taką samą energią. Uczy nas rozróżniać to co ważne, od tego na co szkoda czasu i odważnie mówić: NIE. Silna osobowość pozwala całkiem przyzwoicie znosić wszystko to, co nas spotyka. Ponieważ żadne warunki, nieważne jak stałe się wydają, nie są odporne na zmiany – jak zwykła mówić amerykańska sekretarz stanu Condoleezza Rise. Wzmacnianie osobowości to niestety żmudny i wymagający proces. Nie ma drogi na skróty. Drażni mnie w niej to, napisał Acuff, że jeśli chce się z nią cokolwiek zrobić, zabiera to całe wieki.(…) Jest też niekonkretna, można ją bowiem zdefiniować na tysiąc sposobów, dyskutować, debatować. Dla naszych celów posłużę się prostą metaforą. Osobowość jest jak sad. Z czego składają się sady? Z drzew i chwastów; potrzebny jest też sadownik. Sadownikiem jesteś Ty. (…) Drzewa to cechy osobowości. Trzeba je zasadzić, podlewać, przycinać i – ogólnie rzecz biorąc – dbać o nie. Z kolei chwasty są czymś co zagraża Twojemu sadowi. Rosną znacznie szybciej i bujniej niż sadzonki drzew – na tym polega problem. Mogą pojawić się dosłownie z dnia na dzień. Pełne, dojrzałe drzewa? Żeby dotrzeć do tego etapu potrzeba czasu. Z początku nie zobaczysz efektów jakich byś sobie życzył. W pierwszym roku od założenia sadu nie zbierzesz z niego jabłek. Po zboczach wzgórz nie będą się toczyły setki pysznych owoców. W drugim roku też niewiele się ich pojawi. Może potrwać z pięć lat zanim wreszcie uzbierasz coś na szarlotkę, a i tak pewnie ją upuścisz, bo ręce będą Ci się trzęsły z ekscytacji, że upiekłeś ciasto z jabłek z własnego sadu. Acuff zachęca do tego, aby uświadomić sobie to, co jest w nas najsłabsze i zacząć nad tym stopniowo pracować. Nie chcę żebyś dodawał gałęzie do już rozrośniętego drzewa. Chcę żebyś posadził małą sadzonkę. Coś niewielkiego, co chciałbyś uczynić większym.(…) Może wadą, nad którą musisz popracować jest perfekcjonizm. Współpracownicy zżymają się w duchu, gdy są przydzielani do projektu razem z tobą, bo wiedzą, że zabijesz każdy okruch radości w pogoni za ideałem. (…) Być może problemem jest dla ciebie wzięcie odpowiedzialności za błędy. Łatwo winić innych za własne niedociągnięcia, ale możesz popracować tylko nad tymi cechami, za które weźmiesz pełną odpowiedzialność. Jeśli nie udaje ci się znaleźć ani jednej cechy osobowości, którą chciałbyś podszlifować, bo jesteś idealny, zapisz proszę „szczerość”, bo ewidentnie oszukujesz.
Jon Acuff ma sprawdzone sposoby, za pomocą których rozwija swoją osobowość i nie skąpi czytelnikom wiedzy o nich. Ja też mam swoje. Jednym z najważniejszych jest japońska sztuka walki zwana iaido (wymawia się jajdo). Pomimo, że iaido określa się mianem sztuki walki, jest to pokojowa, defensywna dyscyplina, nastawiona na fizyczny i duchowy (ale nie w rozumieniu religijnym) rozwój trenującego. Przyrostek „do” w słowie iaido oznacza drogę i wskazuje na przynależność tej sztuki walki do współczesnych dyscyplin budo. Czym jest budo? Według amerykańskiego mistrza sztuk walki Donna Draegera: Pod nazwą współczesne budo kryje się wiele systemów stawiających sobie bardzo różne cele. Wszystkie natomiast mają być sposobami na integrowanie fizycznej i mentalnej energii człowieka oraz kanalizowanie jej zgodnie z pacyfistycznymi wymaganiami współczesnych społeczeństw. Najbardziej charakterystyczną cechą współczesnych form budo jest ich niezwykłe umasowienie – są dostępne dla wszystkich, niezależnie od zawodu czy pozycji społecznej.
Nie tylko iaido, ale również inne sztuki walki, już dawno przestały służyć jedynie zdobywaniu umiejętności niezbędnych do przeżycia na polu walki. Stały się narzędziem wychowania i dyscypliny oraz rozbudzania determinacji i samozaparcia. W klasycznych bojowych sztukach walki – bujutsu, kluczowe były walka, dyscyplina i moralność. Natomiast w budo liczy się dyscyplina, moralność i estetyka wykonania formy (jej prezentacja). Kiedy nastąpiła taka zmiana? Szogun Tokugawa wprowadził Japonię w ponad 250-letni okres pokoju. Bushi, czyli wojownicy, samurajowie stanowili wtedy liczącą się grupę społeczeństwa, która posiadała majątki i urzędy. Tokugawa miał do rozwiązania niezwykle istotny problem. Mianowicie, jak zarządzać energią przetrwania skumulowaną w ludziach, którzy całe życie poświęcili na walkę i nieustanne przygotowywanie się do niej? Co mieliby robić w czasie pokoju wojownicy, których żywiołem była wojna? W jaki sposób wyzwalać, kontrolować i ujarzmiać ich energię, aby nie prowokowali nowych powstań przeciwko rządom szoguna, a zarazem utrzymali odpowiedni poziom wyszkolenia? Oczywiście, pozwolić im nadal trenować sztuki walki, ale już w innym charakterze. Wychowawczym, a nie tylko zbrojnym. Od tego czasu iai-jutsu określane też mianem batto-jutsu (jutsu podkreśla bojowy, wojskowy charakter) zaczęło zmieniać się w iaido. Stając się coraz mniej przydatne w rzeczywistym starciu z przeciwnikiem, a coraz bardziej wykorzystywane jako narzędzie do walki z samym sobą. Tym samym miecz, a w zasadzie samurajska szabla, nie był już postrzegany tylko jako broń. Znaleziono mu nowe zastosowanie – stał się narzędziem rozwoju duchowego.
Iai-jutsu było odpowiedzią samuraja na nagłe akty przemocy związane z sytuacjami życia codziennego. Uczyło radzenia sobie z napastnikiem, który znalazł się bardzo blisko, na wyciągnięcie miecza. Iai-jutsu trenowano w pojedynkę, nie w parach, tak jak kenjutsu (obecnie kendo). Podobno wywodzi się ono od płatnerzy, którzy w ten sposób testowali elastyczność i wyważenie wykutych przez siebie mieczy. Poprzez samodzielnie wykonywanie odpowiednich form, zbierali pierwsze informacje o jakości broni, którą wytwarzali. Dzięki temu, mogli doskonalić swój warsztat. Iaido z kolei stało się odpowiedzią na czasy pokoju, w których ludzie mierzyli się z innymi problemami niż podczas długich wojen. Zyskali czas, w którym mogli rozwijać swoje interesy i pasje. Ci, którzy wcześniej żyli z wojen musieli nauczyć się w inny sposób pozyskiwać środki do życia. Zaczęli więc masowo tworzyć szkoły sztuk walki, w których wreszcie mogli uczyć się mieszczanie i chłopi zainteresowani szermierką, do której wcześniej nie mieli dostępu.
Podczas treningów iaido uczymy się technik dobywania samurajskiego miecza poprzez powtarzanie zaprogramowanych układów ruchów tzw. kata (form). Tak jak w iai-jutsu, również w iaido skupiamy się na czterech fazach użycia miecza. Pierwsza to jego wyjęcie – nukitsuke, druga to cięcie – kirioroshi (kiritsuke), trzecia to symboliczne strząśnięcie krwi z ostrza – chiburi i czwarta to schowanie miecza do pochwy – noto. Aby wszystkie te fazy wyglądały jak jedna całość, trzeba latami trenować poprzez ciągłe ich powtarzanie. Kilka zasadniczych elementów pokazuje, że nie jest to czysto bojowa sztuka walki. Na przykład trenujemy w postawie siedzącej (seiza), klęczącej lub półsiedzącej (tate-hiza), w których bardzo trudno byłoby się bronić w prawdziwej walce. Saya, pochwa miecza, jest zatknięta za pasem w pozycji poziomej. Taki sposób noszenia miecza, dla samurajów byłby niepraktyczny. Ponieważ unikali oni sytuacji, w których mogliby dotknąć choćby niechcący czyjegoś miecza, gdyż to oznaczało zaczepkę. Poza tym, iaido mogą trenować osoby, które nie przygotowują intensywnie swojego ciała do wysiłku, nie są rozciągnięte ani wytrzymałe. Gdyby trenowali bujutsu byłoby im bardzo ciężko, bo wojownik przede wszystkim musiał zatroszczyć się o sprawne i wytrzymałe ciało, aby godzinami ćwiczyć formy, a następnie dniami lub miesiącami walczyć w nieustającym wysiłku.
Dawniej w Japonii praktyka iaido była podzielona na poziomy wtajemniczenia: shoden, chuden i okuden. Na poziomie shoden mógł ćwiczyć każdy, ale do poziomu okuden (najwyższego wtajemniczenia) dochodzili nieliczni, wyjątkowo utalentowani i godni tego, aby powierzyć im sekrety doskonalenia technik władania mieczem. ZNKR, czyli Zen Nippon Kendo Renmei, stanowi alfabet 12 podstawowych form opracowanych dla współczesnych pokoleń adeptów i nie ma tych poziomów. Dopiero trenowanie koryu, czyli „starych szkół” szermierki, z których wywodzą się popularne style takie, jak np. Musho Shinden Ryu lub Muso Jikiden Eishin Ryu – już tak.
Arystokratyczne rody samurajów trenowały iaido w swoich domach i nie wystawiały tych umiejętności na widok publiczny. Pokazanie innym praktyki iaido oznaczałoby zdradzenie rodzinnych tajemnic, źródeł siły i tym samym pozbawianie się potężnego oręża. O przewadze decydują przecież nie tylko lata ćwiczeń z mieczem, spryt czy przyjęta taktyka. Gdy trafiamy na przeciwników, którzy mają ten sam poziom wyszkolenia i są świetnymi strategami, to o zwycięstwie może zdecydować mentalna siła.
Oprócz znajomości technik posługiwania się mieczem samurajskim, iaido uczy pokory. Najpierw wobec siebie samego, a w dalszej kolejności wobec innych. Uczy dystansu do wielu spraw, które niepotrzebnie zaprzątają głowę. Uczy kontrolować emocje, aby nie dawać im upustu tam, gdzie to zbędne i nie nakręcać się na to, co płynie do nas z otoczenia. Pozwala się zatrzymać i pomyśleć, że nie ma po co tak biec, aby konsumować wszystko w pośpiechu. Uczy przyjmowania prawidłowej postawy ciała i trwania w niej, co okazuje się czasem niezwykle trudne. Jeśli źle ustawisz stopy lub ułożysz ręce na rękojeści miecza, zgarbisz się, opuścisz głowę wbijając wzrok w podłogę lub co gorsza będziesz błądził nim po sali, to nie masz szans na skupienie się i prawidłowe wykonanie cięcia, nie mówiąc już o poprawności całej formy. Postawa chwiejna, niestabilna wpływa na każdy ruch z mieczem i powoduje, że adept bardzo się męczy. Systematyczny trening iaido pozwala odkryć jak wiele jest do zrobienia dla ciała i umysłu.
Każdy z nas ma w sobie wojownika, małego lub dużego, leniwego lub aktywnego, ale ma. Na szczęście nie musimy dzisiaj już walczyć o przetrwanie jak nasi przodkowie. Po ulicach nie chodzą mamuty i dinozaury. Nie musimy nosić broni, ani wprawiać się we władaniu nią – wierząc, jak na Dzikim Zachodzie, że szybka ręka i bystre oko przedłuży nam żywot o kolejny dzień. W otoczeniu nadal czyhają na nas różne zagrożenia, ale wiemy o nich dużo więcej i nawet potrafimy sobie z nimi radzić. Jednak musimy też mieć na uwadze to, co jest najbliżej i jest nieoczywiste, czyli nasze wnętrze. Jak je rozwijasz? Czy je rozwijasz? Myślisz, doświadczasz, obserwujesz, analizujesz, realizujesz? Narzekasz, krytykujesz, demotywujesz? Jakie drzewka i chwasty masz w swoim sadzie?
Podjęcie decyzji o trenowaniu iaido już przyniosło mi pierwsze korzyści. Kluczowe to: elastyczność, czyli bycie otwartym na działanie w zmiennych warunkach oraz chęć dokonywania korekty własnych oczekiwań. Inne to: wyciszenie umysłu od myśli typu „a co będzie, jeśli…?”; zaakceptowanie niedociągnięć w sytuacjach, gdy nie można było zrobić nic lepszego; odwaga zmierzenia się ze swoimi słabościami, nie tłumienia ich; poprawienie reakcji na to co się dzieje „tu i teraz”, dzięki lepszej jasności umysłu odciążonego od kilogramów zbędnych myśli o sprawach dawno wygranych lub przegranych.
Iaido pomaga mi usunąć chwasty z mojego sadu, żeby nie przeszkadzały posadzonym drzewkom – cechom osobowości, nad którymi pracuję. Pomaga mi pokonać przeszkody, które ograniczają potencjał i odbierają chęć działania.
Iaido to sztuka walki, która kultywuje spokojny umysł, aby dobrze służył w każdych okolicznościach. Iaido to droga w kierunku rozwoju osobowości.
Znajdź w swoim mieście dojo, w którym trenuje się iaido i sprawdź, czy to jest droga do Twojego sadu osobowości. Rozpocznij podróż, która będzie trwała długo, mimo to nie będziesz nawet myśleć o rezygnacji, gdy zobaczysz co iaido może Tobie zaoferować.