Bycie samurajem, to prawdziwy ciężar – powiedział umierający Shinzaemon Shimada, bohater filmu „13 zabójców”. Leżąc w błocie i krwi, wyczerpany po makabrycznej walce, zdążył jeszcze przed ostatnim tchnieniem powiedzieć swojemu bratankowi: Zrób ze swoim życiem co chcesz. Zdjął z niego tym samym obowiązek kontynuowania drogi wojownika, którą sam kroczył. Shimada był zawsze wierny swemu panu, uczciwy, skromny, wykształcony i wytrwały. Nie oddawał się rozpuście, pijaństwu i innym rozrywkom, które niczemu nie służą, a wytrącają z równowagi umysł i ciało. W ramach ostatniej misji powierzono mu trudne zadanie, polegające na tym, że musiał zgładzić przyszłego doradcę szoguna – człowieka nadzwyczaj okrutnego i pozbawionego jakichkolwiek cnót. Gdyby ów człowiek otrzymał to stanowisko, doradziłby szogunowi wojnę, która pogrążyłaby kraj w biedzie i rozpaczy. Shinzaemon, jako przykładny wojownik, nie był dumny z tego, co musiał zrobić, ale rozumiał wagę problemu i konieczność jego rozwiązania dla dobra społeczeństwa. Poświęcił ochoczo swoje życie dla sprawy większej niż on sam. Nie wahał się przy podejmowaniu decyzji. Był gotów na śmierć w każdej chwili – po to kształtował charakter, hartował ducha walki i trenował umiejętność władania bronią. Mimo że to postać fikcyjna, można znaleźć podobne przykłady bohaterstwa w prawdziwym świecie samurajów, nierzadko spisane ich własną ręką, a przez to czasem nazbyt wyidealizowane.
Bushi, czyli wojownicy, stanowili elitę feudalnego japońskiego społeczeństwa i nie brakowało wśród nich postaci wyjątkowych. Od epoki Kamakura aż do Restauracji Meiji, przez 676 lat, samurajowie byli wzorem dla pozostałych warstw. Piastowali ważne urzędy i decydowali najpierw o losach swoich księstw, a docelowo również całego państwa. Przypisali sobie rolę strażników tradycji, prawa, porządku i… moralności. „Hana-wa sakuragi, hito-wa bushi”, wśród kwiatów – wiśnia, wśród ludzi – wojownik. Fundamentem ich życia i działania miał być specyficzny zbiór reguł, norm i wartości – ethos samurajski, określany mianem bushido. Miał ich wyróżniać i zarazem sprawować nad nimi kontrolę. Samurajska brać miała dostęp do broni oraz przyzwolenie na zabijanie, a to wymagało weryfikacji ich poczynań i utrzymania w ryzach ego i butnego charakteru. Wyznaczone ethosem granice postępowania, wskazywały wyraźnie, kim jest samuraj i w jakich okolicznościach przestaje nim być. Ethos pomagał kształtować posłuszeństwo wojowników bez konieczności rozlewania krwi.
Przykład idzie z góry, a ryba psuje się od głowy. Dlatego samurajowie, jako wzór cnót wszelakich, powinni się starać. W końcu za ich przykładem miały podążać inne grupy społeczne. Tak jak wschodzące słońce najpierw różowi najwyższe szczyty, a potem dopiero powoli zsyła swe promienie w doliny, tak też i system etyczny opromieniający zrazu tylko rycerzy, w ciągu wieków znajduje wyznawców wśród szerszych warstw społecznych – napisał profesor Inazo Nitobe w książce pt. „Bushido. Dusza Japonii”. Wierzył on w niesamowitą moc ethosu samurajskiego i podkreślał, że pod jego wpływem zwykli ludzie zmieniali swoje życie. Dzięki swojej książce, na przełomie XIX i XX wieku spopularyzował słowo bushido, które nie istniało w świadomości samurajów. Oni znali słowo shido, będące równocześnie tytułem dzieła napisanego przez konfucjańskiego myśliciela – Yamaga Soko, stanowiącego pierwsze opracowanie, które porządkowało nauki dla wojowników (bukyo). Jednak za sprawą Inazo Nitobe to bushido, a nie shido wizualizuje nam ciernistą, krętą i niebezpieczną drogę wojownika. Drogę do świata wzbudzającego mieszane uczucia. Każdy, kto nią kiedyś kroczył, musiał być dobrze wyposażony, aby przeżyć i zachować dobre imię. Standardowy ekwipunek na drodze wojownika, w zależności od dochodów, składał się z: łuku, miecza lub innej broni, zbroi, konia, a nawet służby. Do tego trzeba dodać: wierność panu aż po grób, honor, który przejawiał się w czynach, odwagę, która potęgowała się w opowieściach, sprawiedliwość wobec pokonanych oraz miłosierdzie względem tych, którym należało je okazać. Ponadto, wojownik musiał się wykazać schludnym wyglądem będącym oznaką ciągłej gotowości na śmierć, uprzejmością i znajomością etykiety, aby nikomu nie uchybić w okazywaniu szacunku i przez to nie prowokować konfliktów oraz moralnością, która sama w sobie miała być nagrodą w zamian za wyrzeczenie się używek tego świata. Prawa, obowiązki, obyczaje definiowały i determinowały życie samuraja. Wiązały ręce, nogi, serce i głowę niewidocznym łańcuchem. Można się było z niego wyplątać zostając roninem – samurajem bez pana – rzadko z własnej woli, a częściej z przymusu, jednakże gordyjski węzeł bushido rozwiązywała dopiero śmierć. Ona dawała szansę zmycia hańby złych uczynków, przywracała honor i dobre imię, pozwalała potomnym żyć i głosić chwałę rodu. Generalnie, gdy trudno było rozstrzygnąć zachowanie i czyny samuraja pod względem społecznym czy moralnym – najbardziej odpowiednim i sprawiedliwym wyrokiem była dla niego po prostu śmierć. Godna śmierć, zadana z własnej ręki w ramach ceremonialnego seppuku. Ethos śmierci był kolejnym zbiorem reguł, którym podporządkowane było życie bushi. W złożonym i zmieniającym się przez wieki bushido, tylko śmierć i samodoskonalenie były pewne i przez wszystkich zainteresowanych pojmowane dokładnie tak samo. Pozostałe elementy dominowały w zależności od tego, czy były to czasy wojny, czy pokoju oraz ulegały wpływom trzech wyznań: buddyzmu, shinto i konfucjanizmu. Pomimo upływu wieków, pewne wartości obecne w bushido, aktualne są również i dziś.
Skąd bushi czerpali wiedzę o tym, jak powinni żyć? Oprócz przekazów ustnych, przede wszystkich z takich źródeł jak: opowieści wojenne, które sławiły czyny, honor i odwagę wojowników; oficjalne dokumenty wydawane przez rządzących określające prawa, obowiązki i oczekiwane zachowania; zapiski i porady jakich udzielali szanowani panowie feudalni i okryci sławą wojownicy oraz wspomnienia i testamenty spisane przez przedstawicieli rodów samurajskich. Tworzyły one prawdziwy koncert życzeń co do tego, jakim człowiekiem i wojownikiem powinien być samuraj. Czytając niektóre, miałam wrażenie, że trzeba się urodzić dziesięć razy, aby mieć szansę to wszystko osiągnąć. Najpopularniejsze były opracowania spisane prostym językiem. Pomimo nacisku na edukację, wielu samurajów miało w tym obszarze spore braki. Zresztą nie tylko w tym. Jakby się tak dobrze przyjrzeć ich poczynaniom, to cnoty i moralność chyba częściej występowały w pieśniach i literaturze niż w codziennym życiu. Podobno jeden z ministrów Napoleona Bonapartego powiedział kiedyś, że „ludzie najwięcej mówią o tym, czego im najbardziej brakuje”. Przeczytałam to zdanie w jednej z francuskich powieści i utkwiło mi ono w głowie. Zagłębiając się coraz bardziej w świat samurajów, zwróciłam więc uwagę na to, o czym najczęściej „mówili” w swoich zapiskach dla potomnych: o cnotach, oddaniu, pokorze, wierności, lojalności, przyjaźni, schludnym wyglądzie, doskonałych manierach, szacunku do rodziców, kobiet i zwierząt, skromności, stronieniu od pijaństwa i rozpusty. Czyżby tego wszystkiego najbardziej brakowało w życiu wojowników? Czyżby nieskazitelny samuraj, zawsze gotowy na śmierć i do końca wierny swemu panu, był mitem? Dlaczego Shimabara w Kioto czy Yoshiwara w Edo, słynne dzielnice uciech, codziennie pękały w szwach, od licznie przebywających tam samurajów? Czy to one stanowiły rzeczywisty obraz ich moralności, wzór dla chłopów i mieszczan? Dlaczego pomimo nawoływania samurajów do okazywania miłosierdzia praktykowali oni tsujigiri, które polegało na zabiciu bezbronnego przechodnia w celu przetestowania szabli, sprawdzenia swoich umiejętności lub po prostu rozładowania nerwów? Naprawdę ludzkie życie nic dla nich nie znaczyło? Czyżby bushido w rzeczywistości było drogą relatywizmu moralnego, a nie absolutyzmu? A może bushido było czymś w rodzaju dobrze zaprojektowanego systemu, w ramach którego „kształtowano” wojowników tak, aby nie wzniecali buntów przeciw swoim panom i nie prowokowali byle potyczek, aby zmazać małą plamkę na honorze, którą ktoś im zrobił niechcący podczas upojnego wieczoru w herbaciarni? Może służyło temu, żeby wojownicy skupili się jedynie na treningu sztuk walki, dbaniu o oręż, rzeźbieniu ciała, uczeniu się odporności na niewygody i trudy wojny, aby nie narzekać i wypełniać swoje zadania bez dyskusji i cienia wątpliwości? Niewolników zakuwano w łańcuchy, ale czym można skutecznie skuć rycerską brać, aby nie miała wrażenia niewoli? To musiało być coś bardzo wyrafinowanego, coś co przekona ich do wiernej służby w imię tego, co narzuci im ich pan. Może bushido było dobrym narzędziem, pośrednio wspierającym sprawowanie władzy przez szogunat i wielkich daimyo? Przecież to oni decydowali o tym ile zarabiał samuraj, jakie były jego obowiązki, w co miał wierzyć, jak żyć, a nawet z kim powinien się ożenić. Im więcej czytam o bushido i próbuję je zrozumieć, tym bardziej odnoszę wrażenie, że jednak Immanuel Kant jest zdecydowanie łatwiejszy w odbiorze, choć do niedawna wydawało mi się, że czytając Kanta rozumiem jedynie co trzecie słowo. W mojej wyobraźni bushido jawi się jak wielki bałkański tygiel, do którego przez siedem wieków wojownicy dorzucali swoje składniki. Łyżka honoru, łyżka odwagi, szczypta miłosierdzia, odrobina sprawiedliwości, szklanka wierności i lojalności, miarka przyjaźni, ziarenka miłości dla smaku. Powstał z tego wywar, który jest taki, jaki jest. Esencję smaku wydobywa to, czego o nim nie wiemy, a co na zawsze pozostanie tajemnicą wojowników, którzy ten przepis tworzyli.
Japonia zawdzięcza samurajom wszystko, czymkolwiek jest, napisał Inazo Nitobe. Byli oni nie tylko kwiatem narodu, lecz także jego korzeniem. Wszystkie dobre dary niebios dzięki nim przypadły nam w udziale. Chociaż formalnie odgrodzeni murem od społeczeństwa, stanowili przykład moralny i wzór do naśladowania. (…) Zdarzały się jednostki goniące za bogactwem i sławą, lecz byli też i tacy, co kształcili cnoty wyłącznie na własny użytek. (…) Umysłowe i etyczne życie Japonii było pośrednio lub bezpośrednio dziełem rycerstwa. Te słowa profesora pokazują, jak bardzo był on zafascynowany samurajami, gloryfikował ich i wielbił, jakby byli kolejnym z wielu shintoistycznych bóstw. Gdy był on zaledwie sześcioletnim chłopcem, rozpoczęła się w Japonii Restauracja Meiji, czyli okres głębokich przemian społecznych, politycznych i ekonomicznych, de facto kończący erę rządów bushi. Być może ten historyczny przełom wywarł na nim tak ogromne wrażenie, że chciał on w jakiś sposób upamiętnić samurajów i to, co po sobie zostawili. Być może swoją książką chciał oddać im hołd i walnie przyczynić się do tworzenia ich legendy? Musiał być świadom tego, że nawet samurajowie nie patrzyli na przedstawicieli swojej klasy przez tak różowe okulary, jak on na nich spojrzał. Już Yamamoto Tsunetomo, samuraj wyższej rangi i autor „Hagakure”, choć był niemal szalonym entuzjastą ideału chushin gishi (wiernego wasala i prawego wojownika), pragnącym popełnić tzw. seppuku towarzyszące, gdy umarł jego pan, wskazywał na stopniowy upadek obyczajów wśród bushi. Kolejny samuraj, tym razem niższej rangi, Katsu Kokichi, w swoim dziele zatytułowanym „Spowiedź samuraja”, szczerze wyznał jakim wyrodnym potrafił być synem i wielkim awanturnikiem. Własnoręcznie nakreślił obraz wojowników w okresie Edo, kiedy szogunat robił wszystko, aby utrzymać pokój w kraju. Opisał on jak bardzo samurajowie zboczyli z „drogi wojownika” i jak marnym przykładem do naśladowania stawali się dla innych. A może większość samurajów przypominała Tsukue Ryunosuke, bohatera powieści „Miecz zagłady”? Ryunosuke był wybitnym szermierzem, zafascynowanym sztukami walki, ciągle szukającym okazji do sprawdzenia swoich umiejętności z najlepszymi. Emocjonalny chłód, jakim wiało od Ryunosuke sprawiał, że podczas czytania o nim grabiały mi z zimna ręce. Nigdy nie mówił, co myśli, nie hołdował żadnej idei tak bardzo, żeby dać się za to zabić. Przyłączał się tam, gdzie uważał, że warto być, trzymał z tymi ludźmi, przy których mógł zarobić i przeżyć. Miał swoje zasady, które pozwoliły mu przetrwać i moralność, która nie budziła w nim wyrzutów sumienia. Dręczył go niepokój, a w złych snach powracały czasem postacie, które zabił. Potrafił jednak zawsze zachować zimną krew, nie bał się śmierci i przeciwności losu, ponieważ w niebezpiecznych czasach, w których żył, to one były jego najwierniejszymi towarzyszami. Przerażające i smutne życie wiódł Ryunosuke.
Samurajowie byli tylko ludźmi ze wszystkimi swoimi słabościami, które są w każdym z nas. Upokorzeni i odrzuceni w okresie odbudowy władzy cesarskiej w Japonii, za sprawą jej propagandy, wrócili do łask przed II wojną światową. Wykorzystała ona dawnych samurajów i ich bushido do budowania społeczeństwa, które, jeśli zajdzie taka potrzeba, odda ochoczo i bezdyskusyjnie życie za Cesarza i nową Japonię. Ideały ethosu samurajów, starannie wyselekcjonowane przez władzę i oparte tylko na jednym źródle przekazu – wspomnianym już „Hagakure”, przyświecały chociażby japońskim pilotom kamikaze, którzy w imię honoru wylatywali w samobójcze misje. Nie chcieli tego robić tak bardzo, jak bardzo samurajowie nie chcieli popełniać seppuku. Wszyscy wojownicy, jakkolwiek ich nazwiemy, chcieli cieszyć się życiem i młodością, bogacić się i tańczyć w Słońcu, podziwiać wiosną kwitnące wiśnie i kontemplować spokój – czyż różnimy się od nich tak bardzo w naszych oczekiwaniach?
Mój brat zapytał mnie ostatnio czy „przeszłam już na bushido” skoro trenuję iaido? Nie przeszłam. Bushido to ethos samurajów, grupy ludzi, której już nie ma. Ich potomkowie są w pierwszej kolejności spadkobiercami spuścizny bushi. Ja nie jestem samurajem, choć z oddaniem trenuję japońską sztukę walki. Nie mogę przyjąć bushido. To niemożliwe, abym kroczyła drogą wojownika w taki sposób, jakiego oczekiwano od tych, których ten ethos obowiązywał. Trzeba zgłębić wiedzę o bushido, żeby zrozumieć dlaczego nie można się nim w pełni kierować. Opieranie się na stereotypach związanych z bushido i jego wyobrażeniu kreowanym przez kulturę masową, to nie jest właściwe podejście.
To co mi się najbardziej podoba w bushido, najlepiej oddają słowa wspomnianego już Yamagi Soko, zamieszczone w świetnej książce Joanny Puchalskiej pt. „Bushido. Ethos samurajów od opowieści wojennych do wojny na Pacyfiku”: Zawsze sprawdzajcie siebie, rozpoznawajcie, gdzie wasze usposobienie się chwieje, a gdzie jest trwałe, ustalcie swoje mocne strony oraz słabości. Ukróćcie nadmiar i rozwińcie to, w czym macie braki. W sprawach próżniaczych pozwólcie, by to inni objęli prowadzenie, zaś w sprawach wymagających wysiłku nie dajcie się prześcignąć. Rycerskość wymaga, aby w nagłej potrzebie lub w walce nie zdawać się na innych. Prawdziwa Droga leży w każdym przejawie Twych codziennych działań i sposobie bycia. Słowa te są nie tylko kwintesencją ethosu samuraja, ale przede wszystkim ethosu człowieka.