Amsterdam. Szlifiernia i muzeum diamentów. Czekam w długiej kolejce z biletem w ręku. Na zewnątrz jest zimno i wietrznie. Świeci wiosenne słońce, ale jeszcze nie można się ogrzać w jego promieniach, mimo że to początek maja. W holu wiszą zdjęcia królewskich rodzin, które szlifowały tutaj diamenty do swoich insygniów koronacyjnych. Wokół zdjęć brytyjskich i holenderskich królów oraz królowych tłoczy się najwięcej turystów. Uśmiechnięta pani wręcza mi ulotkę, w której po angielsku wypisane są cztery najważniejsze rzeczy, które powinnam wiedzieć o diamentach. Karaty, kolory, przejrzystość i szlif. Do naszej grupy podchodzi w końcu przewodnik, Rosjanin w eleganckim czarnym garniturze, który nas oprowadzi. Opowiada historię szlifierni i pokazuje w gablotach diamenty, które zostały w niej przygotowane.
Moi Drodzy diament jest jednym z najcenniejszych i najbardziej pożądanych kamieni na świecie. Jego nazwa, tłumacząc z języka greckiego, oznacza niezniszczalny. Regent, Cullinan, Szach, to jedne z najsłynniejszych diamentów. Regent jest w Luwrze, Cullinan w Tower w Londynie, a Szach na Kremlu. Kto z Was widział te diamenty? – pyta przewodnik. Są warte miliony. Budzą zachwyt i tych wielkich i tych maluczkich – kontynuuje. Podchodzimy pomału do różnych urządzeń i patrzymy z pewnej odległości, jak w skupieniu pracują szlifierze. Przewodnik mówi i mówi. Jedno zdanie szczególnie zapada mi w pamięci: Do tej pracy wybieramy najlepszych ludzi, którzy potrafią odkryć przed światem duszę diamentu, potrafią cierpliwie szukać jego piękna poprzez wielogodzinne szlifowanie. Nie każdy więc może być szlifierzem. Tak jak nie każdy mógł wytwarzać samurajskie szable – myślę sobie, które również dzięki szlifowaniu zyskiwały swoją legendarną ostrość i połysk. Do dzisiaj szable te są niemniej pożądane przez muzea i kolekcjonerów, co najpiękniejsze diamenty. Najważniejszym elementem jest oczywiście głownia (…). Na hartowanej części ostrza w wyniku krystalizacji stali powstają niezwykłe wzory przypominające kształtem obłoki, kwiaty wiśni, strumienie lub błyskawice. Piękno głowni jest tak niezwykłe, a poziom obróbki metalu tak wysoki, że trudno wręcz uwierzyć, że jest to przedmiot wykonany z żelaza i stali. W taki sposób wartość artystyczną japońskiej szabli opisuje w swojej książce Miecz samurajski Inami Hakusui, który zawodowo zajmował się taksacją broni, czyli szacowaniem jej wartości. Tak jak mój rosyjski przewodnik, wskazuje on również na rolę szlifierza w wydobywaniu ostatecznego piękna: Nawet najlepiej odkuta głownia nie ujawni swego piękna w całej okazałości bez odpowiedniego szlifu – dopiero wysiłek szlifierza nadaje jej ten charakterystyczny połysk, który zwykło się kojarzyć z japońską szablą. Wydobycie piękna stali, delikatnego rysunku jihada (wskazuje na składanie stali) i yakiba (dusza głowni) spoczywa na szlifierzu i jego umiejętnościach, które muszą być najwyższej próby. Znane są przykłady główni, które wyszły spod ręki największych mieczników i które nieumiejętnym szlifem zostały doprowadzone do takiego stanu, że przypominają produkty co najwyżej przeciętnych kowali. Z drugiej strony dobry szlifierz jest w stanie nawet ze zwykłego ostrza uczynić arcydzieło.
– Diament jest niezwykle twardy, ale też kruchy zarazem. Może go porysować tylko inny diament – mówi przewodnik. Podobnie mówią o „samurajskim mieczu”. Głownia japońskiej szabli składa się z miękkiego żelaznego rdzenia otulonego stosunkowo twardą stalą. Obie części łączy się kuciem w wysokiej temperaturze, co daje broń jednocześnie twardą i elastyczną – jak napisał Inami Hakusui.
Idziemy dalej, do kolejnej sali, w której przewodnik opowiada, w jaki sposób rozpoznać wyjątkowość poszczególnych diamentów oraz jakie metale szlachetne stanowią dla nich najlepszą oprawę. Moje myśli znowu biegną w kierunku samurajskiej szabli, a dokładnie jej oprawy: kodogu i koshirae. Kodogu to zestaw wyłącznie metalowych elementów, które wytwarzano ze złota, srebra lub innych metali i zdobiono różnymi motywami zwierząt, roślin, itp. Natomiast koshirae to wszystkie elementy, takie jak np. oplot rękojeści czy pochwa szabli (saya). Wiele decyzji musiał podjąć twórca szabli, żeby zrobić niemal małe arcydzieło.
– Moi Drodzy, diamenty fascynują koronowane głowy, celebrytów i zwykłych ludzi. Jest w nich coś magicznego, co sprawia, że zapominamy o całym świecie, gdy na nie patrzymy. Diament określa charakter swojego właściciela. Tym podsumowaniem chciałbym zakończyć moją prezentację – powiedział nasz przewodnik. Samurajska szabla również od wieków fascynuje ludzi. Dlaczego? Zadowalającej odpowiedzi na to pytanie udzielił Okabe Kakuya: (…) szabla ucieleśniała dla samurajów idee honoru i męstwa. Chłodna stal zrodzona w ogniu odkrywała im tajemnicę życia, nierozłącznie związaną ze śmiercią. Jej niewzruszony spokój uczył samokontroli niezbędnej w zażartym boju. W zwierciadlanym połysku głowni widzieli czystość i prostotę – przymioty wiążące się z prawdziwą wiernością. (…) Szabla była częścią osobowości samuraja, więc ludzie zwykli oceniać jego charakter na podstawie charakteru broni, jaką nosił.” Pomału wyszliśmy ze szlifierni. W holu z czarno-białego zdjęcia spojrzała na mnie Marylin Monroe. Przypomniały mi się słowa jej piosenki, że diamenty są najlepszym przyjacielem kobiety. Zanuciłam ją sobie w myślach, tyle ile pamiętałam.
Wchodząc do Dojo na trening nie mogę mieć kolczyków, łańcuszków, pierścionków czy nawet zegarka. I żadnych diamentów. Podyktowane jest to wymogami etykiety i względami bezpieczeństwa. Tam moją jedyną ozdobą jest miecz iaito. Gdy wysuwam połyskujące ostrze z saya, to mam wrażenie, że należy do mnie prawdziwy diament. Muszę tylko pilnie się uczyć jak odpowiednio go zaprezentować.